Och, ta PINSA, śliczna Pinsa... Wydaje mi się, że jeśli jakimś cudem można nie kochać Włoch (godzę się z tym, choć nie rozumiem), to jednak nie można nie lubić PINSY. Tak zwinnie i szybko jak trafiła ONA pod nasze polskie strzechy, jak opanowała kuchnie domów i na dobre rozgościła się w piekarnikach, jak odważnie stanęła w szranki z kruchym chlebkiem, pulchnymi bułami i czerstwymi bagietami, tak bezceremonialnie przy stole nie zachowywał się dotąd chyba nikt - i dobrze! Fajnie, że jest alternatywa nawet dla starej, dobrej pizzy (jak to cudacznie brzmi!?). Wszystkie fotografie zrobiliśmy z oryginalnie przygotowanych przez nas dań. Tu nie ma dymu z papierosa, czy pomady z niejadalnego lakieru. ONA nie potrzebuje lukru - wystarczy JEJ spróbować. LANTMÄNNEN zrobił JĄ specjalnie dla nas. Ech, ta PINSA, piękna Pinsa...